Styczeń minął mi pod znakiem egzaminów – na szczęście już ostatnich w życiu! Od poniedziałku pracuję już nad pracą magisterską, ale postanowiłam powspominać pierwszy miesiąc roku i podzielić się z Wami moimi styczniowymi ulubieńcami 🙂
Zaczynamy!
Książki
Styczeń należał całkowicie do Katarzyny Bondy i serii o Robercie Meyerze. Jeśli czytaliście książki o Saszy Załuskiej i czekacie teraz na Lampiony to Sprawa Niny Frank, Tylko martwi nie kłamią i Florystka umilą Wam wieczory, noce i całe dnie – nie będziecie mogli się oderwać!
W styczniu przeczytałam 4 książki, 3 Katarzyny Bondy i jedną po angielsku: I’ve Got Your Number autorstwa Sophii Kinselli. Po tak dużej ilości kryminałów potrzebowałam czegoś lekkiego – kilka razy wybuchnęłam śmiechem, a książkę pochłonęłam w dwa dni, taka była przyjemna. Widziałam w internecie, że istnieje polskie tłumaczenie, dajcie znać jeśli ktoś z Was miał okazję przeczytać.
Mam dla Was niespodziankę! Jeszcze tylko do 4.02 możecie załapać się na świetną promocję księgarni Matras TOP 100 książek taniej o 30%! Klikając TUTAJ będziecie mogli skorzystać z rabatu. Możecie kupić wspomniane już książki Katarzyny Bondy, ale też Magię sprzątania Marie Kondo, Dziewczynę z pociągu Pauli Hawkins czy Tajniki Makijażu Red Lipstick Monster (Polecam! Dzięki Ewie z RLM odkryłam potęgę pędzli do makijażu!)
Filmy
W 2016 postanowiłam spisywać wszystkie obejrzane filmy, pamięć już nie ta co kiedyś i notorycznie zapominałam jakie fajne filmy widziałam. Teraz mam specjalne strony w notatniku przeznaczone na filmy – w styczniu obejrzałam ich 10! (w tym trzy części Gwiezdnych Wojen… Udzieliło mi się po Przebudzeniu Mocy!)
Mistress America
Sleeping with other People
Oba filmy obejrzane dzięki Kulturalnie po godzinach. Ich listy siedmiu filmów na poprawę humoru są bezbłędne!
Tracks
Uwielbiam oglądać filmy oparte na faktach, opowiadające historie ludzi, którzy zrobili coś niesamowitego. Tracks opowiada historię dziewczyny która w 1977 roku samotnie przemierzyła pustynie Zachodniej Australii, razem ze swoimi wielbłądami. Niesamowita historia, a do tego te widoki! Wielka, australijska przestrzeń!
Kosmetyki
Orientana
Przez długi czas byłam wierna kosmetykom Sylveco. Naturalny skład i brak alkoholu sprawił, że moja skóra nareszcie się „ogarnęła”. Delikatne, ziołowe kosmetyki musiały jednak ustąpić miejsca mojemu największemu styczniowemu odkryciu – kosmetykom firmy Orientana. Orientana to polska firma, która produkuje swoje kosmetyki w Azji, gdzie mają łatwy dostęp do najlepszej jakości surowców roślinnych.
To co mnie od razu przekonało do tych kosmetyków to zapach. Kosmetyki Sylveco pachną ziołowo, bardzo delikatnie. Kosmetyki Orientana to istna uczta dla zmysłów, tak piękne mają zapachy! Przez cały styczeń używałam widocznych na zdjęciu trzech kosmetyków: toniku do twarzy z imbirem i trawą cytrynową, ajuwerdyjską odżywkę do włosów z jaśminem i migdałecznikiem (jak włosy po tym pięknie pachną!!) oraz żelu do mycia twarzy z drobinkami ryżu, aloesem i papają. Kosmetyki do twarzy sprawdzają się znakomicie, skóra jest dokładnie oczyszczona i nie robi mi żadnych niespodzianek.
Kosmetyki nie są testowane na zwierzętach, nie zawierają surowców zwierzęcych (z wyjątkiem wosku pszczelego, koziego mleka i śluzu ślimaka – producent zapewnia, że są pozyskiwane bez szkody dla zwierząt). Oprócz tego nie zawierają parabenów, pochodnych ropy naftowej (parafiny, oleju mineralnego, wazeliny), silikonów, PEGów, szkodliwych barwników i sztucznych zapachów.
Idealny wybór dla osób, które dbają o to aby używać naturalnych kosmetyków, bez zbędnych dodatków. Jestem przykładem, że zmiana kosmetyków na te bez parabenów i silikonów to zmiana na lepsze – włosy o wiele lepiej mi się układają, a skóra jest ujarzmiona (niestety wciąż „nieskazitelna”, taka chyba nigdy nie będzie).
Łyżwy!
W tym roku załapałam się na duńską zimę! Rok temu spadło trochę śniegu i nic więcej. A teraz? Jeziora zamarzły, śnieg padał jak szalony. Niewielkie jeziorko w parku zostało zamienione w lodowisko, z darmową wypożyczalnią łyżew. Miałam opory przed wejściem na lód, w głowie miałam wspomnienia z miejskiego lodowiska i moje nieudane próby jazdy na łyżwach. Okazało się, że wcale taka zła w tym nie jestem! Lubię sama siebie zaskakiwać 🙂 Łyżwy zostają moim największym ulubieńcem stycznia 2016!
Zamarzło też duże jezioro w centrum miasta – nagle powstała dodatkowa przestrzeń rekreacyjna. Udało mi się zrobić kilka zdjęć z perspektywy środka jeziora – drugi raz już tego nigdy nie powtórzę.
Dajcie znać jak wyglądał Wasz styczeń – jakie przeczytaliście książki, jakie fajne filmy udało Wam się obejrzeć. A jak Wam idzie wdrażanie noworocznych postanowień? Dajcie znać w komentarzach!