Erazmus Podróże

Erazmus na Reunionie: Wiosna!

Zima się skończyła, a na jej miejsce pojawiła się podobno miejscowa wiosna – choć zastanawiam się czy to na pewno już wiosna? Z porami roku ciężko jest się połapać. Zima zwrotnikowa trwa od maja do listopada, lato od listopada do kwietnia, a wiosna od października do grudnia. Tak więc, teoretycznie jest jeszcze zima, ale powoli przychodzi wiosna, która objawia się niesamowitymi upałami w ciągu dnia, i ulewnymi deszczami nocą. Akurat dzisiaj, pada przez cały dzień, z niewielkimi przerwami, w czasie których jest niesamowicie duszno. Pogoda tutaj jest niesamowicie nieprzewidywalna – prognoza pogody mówi jedno, a za oknem widać coś zupełnie innego… No, ale taka już jest uroda tego miejsca. Najważniejsze, że najmniej deszczu spada na zachodnie wybrzeże, czyli wybrzeże plaż…

A jeśli już jesteśmy przy zimie, to okres sierpień – wrzesień, to czas obserwacji wielorybów. Przebywają one wtedy bardzo blisko brzegu – przy odrobinie szczęścia można je zobaczyć z plaży, mi się to udało! Można wybrać się też na rejs statkiem w poszukiwaniu wielorybów – i tak też ja zrobiłam. Ale o tym za chwilę…

Mój kurs językowy dobiegał końca, w jego ostatnią sobotę pojechaliśmy na wycieczkę po „zabytkach religijnych”. Zobaczyliśmy meczet Noor-e-Islam, który znajduje się w centrum Saint-Denis, i który, co jest bardzo ciekawe, był pierwszym francuskim meczetem. Następnie udaliśmy się do chińskiej świątyni poświęconej bogowi Guan-Di. I na koniec, hinduska świątynia, która zachwyca kolorami.

Ostatnia niedziela kursu – pierwsza wolna niedziela, którą postanowiłam wreszcie spędzić na plaży! I choć miałyśmy uczyć się do naszego expose, to chęć odpoczynku była o wiele większa, niż chęć do nauki. Wczesnym rankiem (aby nie tracić ani chwili) pojechałyśmy na dworzec autobusowy, znalazłyśmy nasz CAR JAUNE (żółte autobusy, które kursują po wyspie) i ruszyłyśmy w stronę Saint-Gilles-les-Bains! W pewnym momencie Emma powiedziała: „Wiesz, czytałam w przewodniku, że jak chce się wysiąść na następnym przystanku, trzeba klasnąć rękoma”. Nie chciałam w to uwierzyć, ale musiałam… w momencie kiedy ktoś naprawdę zaklaskał, a kierowca zatrzymał się. Ciekawy zwyczaj, prawda? Nie umiem sobie tego wyobrazić w takich naszych PKS-ach… Po czterdziestu minutach, dotarłyśmy do celu! Wysiadłyśmy i od razu pognałyśmy na plażę! I to nie byle jaką plażę, ale plażę Les Roches Noires. Czy można sobie wyobrazić coś lepszego? Biały piasek, błękitna woda, w oddali surferzy czekający na odpowiednie fale… Idealny odpoczynek, po dwóch tygodniach kursu!

No, ale ile można leżeć i nic nie robić? Postanowiłyśmy dzień wykorzystać w pełni i udać się na obserwowanie wielorybów! Przy zakupie biletów przemiła pani informuje, że nie ma żadnej gwarancji, że zobaczymy walenie. No trudno, nawet jeśli się nie uda, to zawsze jakaś alternatywa niż leżenie na plaży. Wyruszyłyśmy więc na statku Grand Bleu, z „portu” przy plaży, w wielki błękit w poszukiwaniu wielorybów!  I ku naszemu zdumieniu, udało się! Po czterdziestu minutach pływania w miejsca przez wieloryby odwiedzane, szczęście się do nas uśmiechnęło! I to dwa razy! Ale nie mam pewności, czy to były dwa różne wieloryby, czy może jeden – ale dwa razy? Widziałam fontanny wody i ogon! To już coś! Rejs był naprawdę miły, choć niestety, paru osobom wdała się we znaki choroba morska…  Tak miły dzień nie mógł się jednak obyć bez „niepożądanej” niespodzianki… Okazało się, że w tym dniu odbywa się jakiś koncert, i główna ulica którą kursują żółte autobusy jest zamknięta, i musimy skorzystać z innego przystanku. I jak na złość, nikt nie wiedział gdzie ten przystanek się znajduje… Ale odnalazłyśmy go, po dziesięciominutowym spacerze po poboczu autostrady! Pierwszy dzień na plaży był udany, niestety w poniedziałek czekało nas expose (na temat 'cuisine reunionnaise’)… Wypadło ono, nadzwyczaj dobrze, a tak bardzo się stresowałam. Niepotrzebnie! 


No i zaczęły się niestety zajęcia… Eh… A było prawie jak na wakacjach… Jednak myślę, że o uczelni może następnym razem? A teraz jeszcze trochę o plażach? I innych ciekawych rzeczach. Co wy na to?

Na pierwszy ogień – plaża L’Hermitage. Kolejna, którą można znaleźć na pocztówkach, niestety nie zagościliśmy na niej długo – ciemnoszare chmury zasłoniły niebo, wiatr zrobił się silny i zimny. A szkoda, bo to jedna z najlepszych plaż do nurkowania z rurką. Następnym razem się uda! A w ostatnią niedzielę zagościłam na plaży Boucan Canot. Ta jest wyjątkowo fotogeniczna, znajduje się na setkach pocztówek. Panują na niej idealne warunki do uprawiania bodyboardu (którego niedługo spróbuję, wtedy napiszę coś więcej o tym), a pod wodą… ryby, ryby, ryby! Kolorowe, pasiaste! Całe mnóstwo ryb, nie mogłam się na nie napatrzeć! No i na dodatek, udało nam się zobaczyć wieloryby. Były naprawdę blisko brzegu (nie aż tak dosłownie blisko…), wszyscy nagle wstali i obserwowali, z dobre dwadzieścia minut…

I na zakończenie, krótka relacja z wycieczki do miasteczka Sainte-Suzanne, w którym znajduje się wodospad Niagara. Czterdzieści minut autobusem, czterdzieści minut pieszo w pełnym słońcu… ale warto było! Co prawda wykąpać się pod wodospadem nie można, bo jest za mocny, ale przyjemnie chłodna woda, która 'pryskała’ z wodospadu była wybawieniem!

 Dzisiaj same miłe rzeczy, następnym razem będzie o nauce, o uniwersytecie, o moim wydziale… Przygotujcie się na narzekanie!