Erazmus Podróże

so delicious, so Mauritius…

Nie wiem ile jest stopni. Nie sprawdzam tego nawet – bo wiem jedno – termometr wskazuje na pewno 30 stopni, jeśli nawet nie więcej. To się po prostu czuje, ledwo co można wytrzymać – czekając na autobus trzeba stanąć w cieniu, inaczej czuje się jak słońce parzy stopy, ramiona i głowę… Ale nie narzekam, korzystam z tych upałów, łapię tego słońca ile tylko się da! A dzisiaj kolejna dawka ciepła dla Was, tym razem z innej wyspy!

Super sąsiad – Mauritius

Każdemu należą się wakacje, prawda? Mi też! I takie miałam wakacje krótkie, ale niesamowite… na Mauritiusie! Jednak przed wyjazdem trzeba było załatwić jedną ważną sprawę – udać się do lekarza po zwolnienie z zajęć na cały tydzień. Nie było to zadanie łatwe, bo jak można uzyskać zwolnienie, kiedy się tryska zdrowiem? A jednak mi się udało! Dokuczały mi straszne migreny, a do tego stres związany z egzaminami – i w taki oto niecny sposób mogłam udać się na wakacje.

Lot na Mauritius jest naprawdę krótki – niecałe 40 minut (tyle samo czasu co dojazd z Dębca na Morasko lub spod akademika do IAE). Co się rzuca w oczy gdy samolot już znajduje się nad wyspą? Płasko. Płasko! Mauritius jest płaski! Z kilkoma wyjątkami, które wyglądają naprawdę niesamowicie, ale ta „płaskość” to taka miła odmiana po Reunionie, który jest jedną wielką górą. Mauritius to bliski sąsiad Reunionu, również należy do archipelagu Maskarenów.

Wylądowaliśmy na lotnisku imienia Sir Seewoosagur Ramgoolam, i co? I musiałam wypełnić papiery imigracyjne – ostatni raz robiłam to w 2000 roku na promie do Anglii. Dziwne uczucie w czasach, kiedy człowiek odzwyczaił się już od granic. Wypełniłam więc wniosek (dane osobowe, nazwa i dokładny adres hotelu, zawód, czy mam kaszel/katar/gorączkę/ból gardła/ból mięśni), kontrolę paszportową przeszłam bez problemu i dostałam piękną pieczątkę do paszportu i pozwolenie na 15-dniowy pobyt. Zaraz po odebraniu bagażu, przyszła kolej na wymianę pieniędzy: 1 euro = ok.40 rupii maurytyjskich. Następnie…odebranie naszego wynajętego samochodu! Z kierownicą po prawej stronie! Tak, tak właśnie! Na Mauritiusie, jako byłej angielskiej kolonii, obowiązuje ruch lewostronny.

Mauritius: Mahébourg

Jakie były pierwsze wrażenia, z drogi z lotniska do naszego motelu w miejscowości Mahébourg? Pogoda taka sama, gorąco i duszno. Ruch lewostronny – dziwaczne uczucie. Autobusy? Wielkie, kolorowe. Przystanki autobusowe? Metalowy pręt z tabliczką „BUS” i nic więcej, żadnego rozkładu. Znaki informacyjne po angielsku – angielski jest bowiem językiem urzędowym wyspy. A reklamy? Po angielsku, francusku, kreolsku…

Mahébourg – jedno z najbardziej sennych miast na wyspie było naszą bazą wypadową. Motel był naprawdę tani, nic dziwnego w sumie. Daleko od wszelkich atrakcji, turystów nie ma tam prawie w ogóle…a do tego, każdego dnia o 4 rano, z meczetu, który znajduje się obok motelu, muezzin nawołuje do modlitwy. W pierwszy dzień nie wiedziałam co się dzieje, a w ostatni już nawet go nie usłyszałam – do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Mahebourg

Mahebourg

plaża niedaleko Mahebourg

Mauritius – północna część wyspy

Port Louis – stolica Mauritiusa, i jak dla mnie, nic specjalnego. Duże miasto, kilka wieżowców, dosyć drogo (jak to w stolicach bywa). Największa atrakcja – stary port zamieniony na centrum handlowe, miejsce do spacerowania, wypicia kawy. No i nic więcej!

Z Port Louis, niedaleko jest do Grand Baie, typowo turystycznej miejscowości, z eleganckimi hotelami i sklepami. Plaża ładna, ale nic specjalnego. Znowu „nic specjalnego”… Nie martwcie się, zaraz się to zmieni! Niedaleko od Grand Baie znajduje się Cap Malhereux (dosłownie „nieszczęśliwy przylądek”), nazwę zawdzięczający zdradliwym wodom, w których znajduje się mnóstwo skał, o które rozbiło się wiele statków. Ładne widoki, ładny zachód słońca, a potem kolacja w restauracji specjalizującej się w owocach morza… o ja!

Port Louis, stolica Mauritiusa

Cap Malhereux, Mauritius

Cap Malhereux, Mauritius

Mauritius – centrum wyspy

W centrum wyspy znajdują się miejscowości „przemysłowe”, Quatre Borne, Vacoas, Curepipe, a w nich fabryki UBRAŃ! Tak właśnie, produkuje się tutaj odzież wysyłaną na cały zachodni rynek – Billabong, Lacoste, Abercrombie & Fitch. No, a koło fabryk znajdują się „outlet stores”, gdzie zakupoholicy mogą wydać wszystkie pieniądze. Ja się na szczęście powstrzymałam, nie martwcie się, wolałam wydać moje „piniondze” na coś lepszego!

Mauritius – zachodnia część wyspy

Na zachodzie, miejscowość Flic en Flac („flikąflak”) jest kolejnym turystycznym centrum – i muszę przyznać: miasteczko wygląda tak jak nad naszym Bałtykiem. Naprawdę! Kilka różnic: pogoda, plaże, ocean. W pobliżu Flic en Flac znajduje się Casela Nature Park – wielkie zoo-safari, obiekt stworzony typowo pod turystów. Największa atrakcja – spacery i głaskanie lwów. I na to właśnie się skusiłam. Wybrałam w sumie głaskanie geparda, ale spodobałyśmy się panu przewodnikowi, i gratisowo pogłaskałam też lwa. Jedyne co nie daje mi spokoju, to myśl, że te wielkie koty są codziennie faszerowane środkami uspokajającymi – w innym wypadku, chyba nie odważyliby się namawiać turystów do głaskania… Niby było to spełnienie dziecięcego marzenia o głaskaniu lwa, ale po przemyśleniu uważam, że takie atrakcje są nieetyczne. I z ręką na sercu postanowiłam, że więcej z czegoś takiego nie skorzystam. 

Casela Nature Park, Mauritius

Casela Nature Park, Mauritius

 

Mauritius – Ile aux Cerfs

I zbliżając się powoli do końca, słów kilka o Ile aux Cerfs – małej wyspie na wschodnim wybrzeżu, która jest – jakżeby inaczej – dużą atrakcją turystyczną. W weekendy jest pełna, nawet miejscowi przypływają tam żeby zrobić piknik. My udaliśmy się na nią szybką motorówką, zjedliśmy kurczaka i rybę, wysłuchaliśmy koncertu segi, a potem… podziwianie laguny, błękitu wody… Śmiem twierdzić, że tak wygląda raj. Ale to tylko moje takie spostrzeżenie.

Ile aux Cerfes, Mauritius

Ile aux Cerfes, Mauritius

Ile aux Cerfes, Mauritius

Ile aux Cerfes, Mauritius

Ile aux Cerfes, Mauritius

Ile aux Cerfes, Mauritius

Ile aux Cerfes, Mauritius

Mauritius – nurkowanie z delfinami

Na koniec zostawiłam najlepsze. Nie wiem czy słowa są tu potrzebne? Niezwykłe przeżycie, bliskość dzikiej przyrody na wyciągnięcie ręki – tej prawdziwej, nie zamknietej za kratami czy w basenie. Widoki znane dotąd tylko z filmów dokumentalnych. I dźwięki. Niesamowite uczucie, gdy znajdując się pod wodą można usłyszeć mowę delfinów. Tak właśnie, delfinów. Nurkowanie z delfinami. Myślę, że naprawdę nie muszę pisać nic więcej – czegoś tak wspaniałego nigdy wcześniej nie przeżyłam.

nurkowanie z delfinami, Mauritius

nurkowanie z delfinami, Mauritius

nurkowanie z delfinami, Mauritius

Mauritius – moje wrażenia

Największy plus Mauritiusa? Oczywiście plaże, laguny, piękne widoki… Ale jest coś bardziej istotnego – ceny. Wszystko jest tańsze niż na Reunionie. Była to niesamowicie miła odmiana, kiedy nareszcie przy przeliczaniu nie trzeba było chwytać się za głowę. Największy luksus na jaki sobie pozwoliliśmy – „fancy dinner” każdego wieczoru. Przystawka, główne danie, deser, koktajle… Na Reunionie nie ma nawet co próbować, bo skończyć się to może pustym kontem. A tam? Cud, miód! I owoce morza… Mniam!

A oprócz tego, ludzie są o wiele milsi. Przeważają Hindusi, jest ich znacznie więcej niż na Reunionie. Wszyscy z uśmiechem na twarzy, pomocni… Kraj nie jest bogaty, ale na ulicach nie widziałam żadnych „żulów”, których na ulicach Saint Denis jest mnóstwo. Jedynie co – bezdomne psy, mnóstwo bezdomnych psów, zwłaszcza w nocy, biegających po ulicach.

Podstawą gospodarki Mauritiusa jest, jak można się łatwo domyślić, turystyka. Wydaje się, że właściwie wszyscy w niej pracują. Zwłaszcza na północy i zachodzie, gdzie znajdują się turystyczne centra, wielkie hotele, piękne plaże.

Samochód dał nam pełną samodzielność – i jest to naprawdę najlepszy sposób zwiedzania wyspy. Można jeździć autobusami, ale ciężko jest nimi dotrzeć we wszystkie najciekawsze miejsca. Do tego jeżdżą raczej bez ustalonego rozkładu!